ło określone pojęcie położenia, a rozprawy poczynały się od takiego zawichrzenia, iż z góry przewidziéć było można, że zjazd się rozbije bezskutecznie.
Wrzawa i ruch ten bezładny trwały już dosyć długo, gdy jeden ze zwykłych promotorów zebrań ludowych i mityngów, donośnym głosem wniósł, aby naprzód uchwalono jaki-taki porządek.
Prawie jednogłośnie wybrano dwu prezesów, czterech sekretarzy... i o ostateczny między nimi wybór rozpoczęto się kłócić. Widoczném było, że dwa jakieś obozy, którym dwie sobie nieprzyjazne przodowały osobistości, i tu zetrzéć się miały.
Gospodarz, któremu to niemiłém było, usiłował skłonić do zgody, ale, zamiast niéj, dokazał tylko, że, pomimo zaklęć jego, kilku panów zniknęło i wyszło, usuwając się, a reszta wzajemne sobie winy w oczy wyrzucać zaczęła...
Stary Lubachowski, dla którego stan ten umysłów i różnice zdań w rzeczy, niepodlegającój wątpliwości, były nowemi i niezrozumiałemi, prosił o głos.
— Niech mi wolno będzie uczynić jednę uwagę — rzekł — ja tu nie widzę najmniejszego powodu do sporu. Spotyka nas nieszczęście wielkie, szukać musimy środków zaradzenia mu... na to się godzimy wszyscy... Kto nam w naradach będzie przewodniczył, o to mniejsza...
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/214
Ta strona została skorygowana.