Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/225

Ta strona została skorygowana.

fujemy? Na wszystkich twarzach widać swobodne wesele... promieniejącą radość, choć zaprawdę cieszyć się niéma czém. Jest to zapewne siłą, gdy wobec groźnych wypadków ludzie umieją zachować całą przytomność, spokój ducha, swobodę myśli, męztwo cywilne... ale u nas pozory mylą, promieniste twarze te nie są wyrazem siły, tylko płochości. Mówią one wszystkie: „Jakoś to będzie“! a to wyrażenie znaczy, że osobiście człowiek potrafi czoło stawić wszystkiemu, ale sprawy ogółu zdaje na Opatrzność.
W istocie przygnębienia nie widać już było na twarzach, ani się ono przebijało w mowach. Można było sądzić, że rachowano na siły własne i ufano im; Lubachowski był zgorszony tą lekkomyślnością.
— Gdyby o nas szło tylko, — rzekł w końcu do Rochowskiego, — szacował-bym męztwo, z jakiém znosimy co nas spotyka; ale najdotkliwiéj na tém ucierpi lud biedny, wyrobnicy, których praca jest bogactwem, z których żaden nie ma nietylko zapasu na drogę, ale chleba na jutro, obciążeni rodzinami, bez odzieży, bez wozów i koni. Jutro wyrzucą ich za granicę. My znajdziemy przytułek, albo u rodzin, lub za grosz gdzieś płatną gospodę: oni nie wiedzą, dokąd ich popchnie los... może za Wołgę... może gdzieś w niezamieszkałą pu-