Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/230

Ta strona została skorygowana.

prowadząca z sobą ekonomową. Szło o dowiedzenie się od niéj, co teraz ciągle prawie w miasteczku przebywała, usiłując przeciągnąć katastrofę, czy ona istotnie wprędce zagrażała.
Krzysia wbiegła, wielce poruszona, zaledwie mogąc mówić, i na jéj młodéj twarzyczce znać było znużenie. Od dni wielu, nie mając czasu ani jeść, ani spocząć, żyła tylko kawą i bułką... zaziębiła się i kaszlała.
Na zapytanie Lubachowskiego pośpieszyła mu odpowiedziéć uspokajająco, choć sama wcale nie była spokojną. Rozkazu żadnego nie było jeszcze, a urzędnicy wątpili, czy wydany zostanie...




Nieprawdopodobném mogło się wydawać, co się działo w Lubachówce, temu, co na oczy swe tego nie oglądał. Jedna biedna córka chłopska, ruchawe, nic nieznaczące stworzenie, w skromnym przyodziewku, poruszało tu wszystkiém, i można było powiedziéć, niewidzialnie wszystkiém rządziło.
Stary miał to najmocniejsze przekonanie, iż, nic poradzić nie mogąc należało z godnością i powagą znieść cios, który miał uderzyć. Nie czynił więc nic i o nic się nie troszczył. Torba dawna myśliwska z borsuka, kij sękaty, buty kozłowe, stały przygotowane do drogi.
Dydak miał mu towarzyszyć... Co się tyczé