nić do powrotu do domu. Ona upierała się przy ojcu pozostać. Wszystko było w zawieszeniu...
Krzysia z miasteczka dopiéro przed nocą powróciła; mąż czekał na nią, sam, z wielkiéj troskliwości o swą Krzysię, zgotowawszy obiad z pomocą sługi i przygrzewając go ciągle. Krzysia skoczyła z wózka na jego silne ręce, które ją, chwilę podniosłszy, postawiły na ziemi.
— Lubko moja! ty mi się zamęczysz! Co słychać? — zapytał Chodzibój.
— Głowa mi się zawraca... — odparła ekonomowa. — Nic się dowiedziéć nie można... Riedel, który mi służy, powiada, że żadnego jeszcze rozkazu niéma. Stary Plowe, w którym litość zdołałam obudzić, nie każe mi się łudzić... powiada, że to nieuniknione, jeżeli się nie znajdzie metryka... A! metryki! metryki téj!
Krzysia obejrzała się i zamilkła.
Weszli do izdebki folwarcznéj, w któréj kanarek opuszony w klatce się trzepotał.
— Czerwieckiego dziś powołał nasz stary — dodał Chodzibój — choć mu tu serce przyrosło do tego kąta... gotuje się sprzedać... Czerwiecki ocenił Lubachówkę i inwentarze, które mu sam pokazywałem... obliczył długi nasze i obrachował, że nam nie pozostanie nad mizernych kilkadziesiąt tysięcy marek. Rąk nie będzie za co zaczepić,
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/233
Ta strona została skorygowana.