Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/238

Ta strona została skorygowana.

Na pierwszą wzmiankę o sobie i niebezpieczeństwie, pocałował matkę w rękę, pochwycił czapkę, i rzucił się uciekać. Ekonomowa go ledwie czas miała chwycić za połę.
— Chodź pan ze mną — zawołała — mój mąż was lepiéj skryje, niż wy sami... Złapaliby-was natychmiast...
Nie czekając dłużéj, nie naradzając się, Grześ dał znak ekonomowéj, że się na to zgadza i, nie żegnając starego, razem z nią zniknął za węgłem dworu. Zaledwie wybiegł z pokoju matki, która się z załamanemi rękoma na kanapę rzuciła, gdy stary Lubachowski wszedł, zaniepokojony hałasem.
— Gdzie Grześ? co się z Grzesiem stało! — zawołał — widziałem go biegnącego przez dziedziniec z ekonomową.
— Z miasteczka dano znać — odparła rozżalona córka, — że po niego, jak po dezertera, przysłano żandarmów. Wiem, komuśmy to winni: mój mąż wskazał, gdzie się znajduje.
Stary ręce załamał.
— Cóż poczniemy? — zawołał.
— Co? niech choć on ucieka, niech ja zachowam choć jego jednego... z tobą razem przejdziemy granicę i pozostaniemy przy tobie.
Stary zwiesił głowę na piersi.
— Maryniu moja — rzekł — ale to niepodobień-