Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

August odjechał do Lubokau, stary się go nie mógł odchwalić.
— Takich ludzi niech nam tu przysyłają, — rzekł do córki — a będziemy żyli w świętym pokoju z nimi. Los raz przeznaczył nam tak siedziéć, żebyśmy się łokciami trącali, niechże złość umyślnych szturchańców nie wywołuje... Młody nasz sąsiad bardzo przyjemny i gładki.
Marynka chwaliła go także, znajdując bardzo dobrze wychowanym...
Trzeciego dnia pan Grzegorz, swoim zwyczajnym zaprzęgiem i nie wystroiwszy się wcale, pojechał grzeczność jego sąsiadowi zawdzięczyć i powrócił zdziwiony...
Znalazł dwór Lubokau więcéj niż skromnym, gdyż, jak się okazało, nikt tu stale nie miał mieszkać. Służby było mało, pokazał się jeden człowiek i znikł, a kawę przyniosła dzieweczka w białym czepeczku hamburskim...
Wszystko we dworze napiętnowane było cechą użyteczności, nic nie zrobiono dla wdzięku i uczucia piękna.
Młody pan uskarżał się, że majątek znalazł nieracyonalnie zagospodarowanym, a administracyą jego zbyt kosztowną i skomplikowaną. Jedynym zbytkiem, który wpadł w oko Lubachowskiemu, były książki; ale te, gdy się im przypatrzył, okazały się po większéj części gospodarskiemi, lub tyczącemi