Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/243

Ta strona została skorygowana.

jeden z nich pozostał na straży koni, a reszta, cicho stąpając, skierowała się ku budzie w lesie.
Dydaś z paniczem zaledwie się ułożyli, aby spocząć trochę na przyniesionych liściach, gdy stąpanie dokoła słyszéć się dało... We drzwiach pokazał się podoficer od żandarmów, i wprost podszedłszy do Grzesia, oświadczył mu, że go z rozkazu władzy — aresztuje.
Grześ ani mógł, ani myślał się bronić; spojrzał na zmarszczonego Dydaka i dał się ująć, nie mówiąc słowa.
Miał tę tylko pociechę Dydaś, że podoficer, śmiejąc się, zlecił mu podziękować Frejerowi za tak doskonalą wskazówkę, iż ich ona wprost na miejsce doprowadziła.
Chciał w początku Dydak towarzyszyć aresztowanemu paniczowi, ale się rozmyślił, że na niewiele-by mu się przydał, boby go w miasteczku przy nim nie zostawiono, a daleko użyteczniejszym stać się mógł, naprzód dając znać do dworu o tém, co się stało, a potém mszcząc się na niegodziwym Frejerze.
Rodzaj zemsty, jaką miał wywrzéć na nim, wybór jéj, tak głowę i serce zaprzątnął Dydakowi, że nie spostrzegł się, gdy dojechał do folwarku, do którego sam koń go doprowadził...
Ile razy na myśl mu przyszedł Grześ, ściskała się pierś, łzy wytryskiwały na powieki.