Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/246

Ta strona została skorygowana.

z rąk ich go wyrwać. Ojcze mój, koni do miasteczka!...
To mówiąc, machinalnie poczęła wypróżniać kieszenie; Lubachowski pośpieszył za nią i, zobaczywszy to, otworzył biurko. Dobył z niego, zapominając o sobie, wszystko, co miał, i oddał córce.
Marynia mu nawet nie podziękowała. Narzuciła na siebie okrycie, obwinęła się chustką, ścisnęła ojca i, jakby to mogło przyśpieszyć wyjazd jéj, poszła na ganku czekać na konie, które zaprzęgano.
Tymczasem na folwarku Chodzibój się kłócił z Dydakiem, który się odgrażał spalić i zabić Frejera.
— U ciebie serce dobre, to prawda — mówił mu ekonom — ale gdzie ty głowę podziałeś, nie wiem!... Tyś nie winien, że ten łajdak cię zdradził: nikt na ciebie nie włoży tego... Na Frejerze zaś teraz się mścić i narazić się na to, aby ciebie jeszcze wzięli, kiedy panu pomocy i ludzi potrzeba, także-by nierozumem było. Frejerowi aniś powinien pokazać, że my wiemy o jego zdradzie... Będzie czas! Ja ci słowo daję, wykurzą nas ztąd, ale my go na wyjezdném z dymem téż puścimy... A no, sza! sza!... nie czas robić awantury...
Dydaś zrozumiał to, zwłaszcza, gdy Krzysia potwierdziła słowa męża... Ku wieczorowi jednak, zmuszony zobaczyć, gdzie mierzwę wywożono,