obrzydłego, znosiła tylko w nadziei, że się to jéj opłaci.
— Musieliście pewnie coś Dydakowi zawinić — odezwała się. — Spotkałam go, był wściekły, i z tego, co mi mówił, wnoszę, że my go już nie zobaczymy. Pożegnał się ze mną...
Frejer zbladł. Kiwał głowa, udawał, że go to nic a nic nie obchodzi; ale, gdy Mina weszła do domu i ciotce pośpieszyła się skarżyć, ciekaw stał, posłuchując.
— Żandarm przecie zdradzić mnie nie mógł — rzekł sobie w duchu — bo-by drugi raz nikt mu już pewnie ani palcem nie kiwnął.
Mina przed ciotką dowodziła niespokojnie, że Dydak musiał miéć powód wielki żalu do Frejera, który przewinił przeciwko Lubachowskiemu, choć się zobowiązał pono żyć z nim w zgodzie sąsiedzkiéj.
Widząc płaczącą siostrzenicę, stara Frejerowa pobiegła do męża dobyć z niego wiadomości, co się stało. Stosunek małżeństwa był osobliwy: dni następowały po sobie nierówne. Czasem kłócili się i nie mówili do siebie długo; niekiedy Frejer łagodniał i starał się przypochlebić żonie; to znowu chodzili obok siebie, jakby się nie widząc, zupełnie obojętni. Teraz Mina stanowiła rodzaj wątłego węzła, który ich łączył z sobą.
— Coś ty zrobił? — zawoła stara do męża —
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/249
Ta strona została skorygowana.