Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

bo że w tém jest już jakaś sprawa twoja, dam gardło... Mina płacze, aż żal patrzéć na nią...
Frejer ręce rozstawił, przybierając postać niewinnie oskarżonego...
— To się stało — rzekł — co predzéj-póżniéj stać się musiało. Któż mógł przewidziéć, że żandarm, zamiast mi być wdzięcznym, zdradzi...
W kilku słowach wszystko odkrył żonie, która pobladła ze strachu.
— Będziesz-że ty się teraz od Polaków miał dobrze... — rzekła. — Ledwieśmy trochę pokoju Minie zawdzięczali, świerzbiało cię znowu wywołać biedę! Ja wiem, że tu dłużéj nie wyżyję z tobą; wolę do siostry pojechać, wolę służyć gdzie, niż tu czekać, aby nas spalili, albo... albo ja wiem, jak się pomścili...
— Gdyby mogli... — żywo odparł Frejer. — To bieda, że oni sami o siebie troszczyć się muszą, i ani się opatrzą, jak ich tu nie stanie. Dziś oni nie straszni...
Machnął ręką.
Pocieszał się tak Frejer, ale pomimo to, nie bardzo był spokojnym.
Ledwie doczekawszy następnego ranka, ekonomowa, która Treubergerowéj towarzyszyć nie mogła do miasteczka, koni nie miała, aby zaraz jechać po nią, a i dworu na starą Żabską porzucić nie śmiała; śpieszyła już na zwiady i zajechała do Hu-