— Nie daj ci Boże mojego losu kosztować. Ja muszę za wszystkich stać, a kto wié, czy się to zda na co, co mnie tyle kosztuje i męczy! Powiedz wieczorem Riedlowi, że mu pokłon zostawiłam...
Przygoda wnuka, cierpienie córki, najrozmaitszego rodzaju uciski i troski, które go dotykały, zmusiły nareszcie starego Lubachowskiego, choć bez nadziei, aby się to na co przydać mogło, do szukania jakiegoś ratunku... pomocy...
O mil trzy od Lubachówki zamieszkiwał, przez grzeczność hrabią zwany, w istocie starego i dobrego rodu szlachcic, spokrewniony z książęty, u których on niegdyś był przyjacielem i sługą. Gdy, odziedziczywszy ten kawałek ziemi, Lubachowski przez miłość dla niéj, wyrzekł się spokojnego i szczęśliwego bytu, aby tu przyjść walczyć i pracować, książę dał mu był list, najgoręcéj go polecający hrabiemu Żarowskiemu.
Z listem tym długo się stary nie zgłaszał nawet do wielkiego pana, ale wreszcie, nie chcąc gardzić łaską księcia, pojechał w odwiedziny, wioząc tę rekomendacyą. Zastał tu rezydencyą daleko piękniejszą i na większéj stopie, niż była poczciwego jego księcia.
Przyjęcie jego nawet połączone było z pewnemi formalnościami. Stary hrabia prosił naprzód o pi-