smo polecające, potém naznaczył audyencyi godzinę, naostatek nawet raczył prosić na obiad Lubachowskiego.
Z rozmowy przekonał się stary, że tu żelazna jakaś zapora dzieliła go od hrabiego i świata, do którego on należał. Nigdzie i nigdy mu się jeszcze tak uczuć nie dała różnica stanów. Hrabia był niezmiernie grzeczny, nie uchybił w niczém, nie okazywał nawet dumy jawnéj, ale obchodził się z Lubachowskim tak, jakby uważał go za istotę z innéj krwi i ciała, którą się można posługiwać i bawić, lubić ją, ale zawsze trzymając w przyzwoitém oddaleniu. Lubachowski nie potrzebował naówczas nic od hrabiego i późniéj tylko, aby mu nie chybić, jeździł niekiedy złożyć mu uszanowanie.
Hrabia, oceniając to umiarkowanie, trzymanie się z dala, nienarzucanie w niczém, niewymaganie niczego, lubił starego Lubachowskiego i okazywał mu życzliwość, któréj nie potrzebował dowodzić niczém.
Znane były stosunki hrabiego w stolicy, położenie dobre w najwyższych sferach i wpływy, jakie miał nawet u dworu. Naiwnemu starcowi zdawało się, że przez niego można-by może, w razie zagrożenia wygnaniem, coś wyrobić, jakiéjś łaski i ulgi się dopraszać.
Więc choć go każdy krok podobny bardzo wiele
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/254
Ta strona została skorygowana.