kosztował, po długiéj z samym sobą walce, Lubachowski postanowił pojechać do Żarnowa.
Nie był tam już od bardzo dawna, nie pewien nawet czy zastanie hrabiego, znając godziny, w których być mógł przyjętym, przeżegnawszy się, puścił do wysokich progów.
Znał on hrabiego tyle tylko, ile mu go poznać dały rzadkie i krótkie odwiedziny i opinia powszechna, jakiéj używał. Ze wszech miar był to człowiek nieposzlakowanéj zacności charakteru, wielkiego taktu w postępowaniu, słynący z tego, iż, nie szukając chluby, wiele dobrego czynił. Spełniał on wszystkie obowiązki obywatelskie, ale z drugiéj strony starał się być jak najlepiéj widzianym w sferach urzędowych i trzymał się zachowawczego obozu, aż do ustępstw pewnych z polskiego obyczaju, co mu za złe miano.
Hrabia na to nie zważał wcale.
Członek Izby panów, hrabia, był u wszystkich persona grata. W obozie narodowym niewiele czynny, niemal mu obcy, nie uchylał się od ofiar, jakich od niego wymagano, ale do czynnego udziału w obronie narodowości nie dawał się nakłonić.
Zresztą, o sprawie téj, która najgoręcéj drugich obchodziła, on nie mówił nigdy. Miał tysiące sposobów uniknienia zetknięcia się nawet z kwestyami drażliwemi, które-by go w jakąś oppozycyą, choćby najłagodniejszą i najlojalniejszą, popchnęły.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/255
Ta strona została skorygowana.