Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/263

Ta strona została skorygowana.

wności Dydaka, który mógł; zrozpaczony, wprost na życie jego godzić.
Znakiem najgorszym było, że od tego dnia pamiętnego, gdy się spotkał na drodze z Miną, znać jéj już nie chciał. Posyłała do niego z ustném zaproszeniem, pisała po niemiecku. Zdobyła się na liścik niby po polsku — nic nie pomogło. Dydak ani odpowiadał.
Niemka, która w tém wszystkiém widziała tylko uśmiechające się jéj małżeństwo, przeklinała wuja... a może i więcéj jeszcze kogo... Poprzysięgała zemstę niewiernemu.
Dydak téż zemstę nosił w sercu, ale krył się z nią i odkładał. W tém oczekiwaniu czas to płynął powoli bardzo, to biegł z nieznośnym pośpiechem. Nowego nie przychodziło nic, aż jedną pocztą parę słów od córki odebrał stary, która donosiła mu, że spodziewa się powrócić rychło.
Lubachowskiego więcéj to zgryzło, niż pocieszyło. Ofiar dla siebie nie wymagał; a po rozmyśle, i wnuka-by się był wyrzekł, byle mu nie złamać karyery. Co z nim było począć?...
W kilka dni potém, powracająca z miasteczka, ekonomowa, zamiast wysiąść na folwarku, wprost, jak stała, wpadła do starego pana. On i wszyscy teraz byli do tego przywykli, że gdy przychodziło co nowego, — pewnie nic z sobą pocieszającego nie przynosiło. Pośpiech, z jakim Krzysia biegła do