zaczerwienił się, złożył ręce i postanowił energicznie postąpić.
Po wyjeździć Roberta, gdy córka przyszła mu dać dobranoc, pan Grzegorz pocałował ją w czoło i zatrzymał.
— Marynko — rzekł — dałem ci zupełną swobodę, bo mam zaufanie w tobie, że jéj nie nadużyjesz. Widzę, że młody ten poczciwy Niemiec, bardzo jakoś do ciebie się zaleca, że ty mu jesteś życzliwą i przyjazną... Marynko moja droga, trzebaż ci przypominać, że on nie nasz jest... obcy, że ty za niego wyjść, a on z tobą się ożenić nie może.
Marynka, słuchając, stała w płomieniach, drżąca, łzy jéj błysnęły na powiekach.
— Ojcze mój — odpowiedziała — twoja przestroga za późna! Przebacz mi! on kocha mnie, ja go kocham, — wyjdę za niego, lub za nikogo...
I główkę ukryła w objęciach ojca.
— Myśmy ubodzy, on bogaty, moje dziecko; ojciec będzie przeciwny... a dla ciebie, dla mnie, co za przyszłość? Wyrzec się musisz mnie, rodziny, języka, — boję się o wiarę twoję... będziesz musiała dla niego zostać Niemką!! Możesz-że w téj męczarni znaleźć szczęście?...
— Robert nie wymaga ode mnie — poczęła żywo i gorąco — abym się czegokolwiek wyrzekała. Mogę się zastosować do niego, ale w duszy zostanę twoją Marynką... Ja bez niego nie była-bym szczę-
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/27
Ta strona została skorygowana.