dzin kilka wyjechawszy w Sobotę jeszcze nie popowróciła do Lubachówki.
Teraz się przekonywali wszyscy, jak ona im potrzebną była, jak bez niéj czuli się bezradnymi i osieroconymi. Stary zapytywał o nią niemal co godzina. Żabska po kolei słała na folwark dziewczęta dowiadywać się, czy nie powróciła, bo się jéj zdawało, że coś zaturkotało. Dydak chodził, gryząc paznogcie i nie mogąc w izbie usiedziéć chwili, a pogłowie mu snuły się takie przypuszczenia, że gotów był na ratunek śpieszyć, rzuciwszy wszystko. W najokropniejszéj trwodze dnie i noce spędzał mąż, zrywając się, wybiegając posyłając czeladź, najmując żydków i obiecując im nagrody, jeżeli-by mu o żonie przynieśli wiadomość.
Tymczasem Krzysia, jak w wodę wpadła.
Wiedziano tylko, że we Środę, przybywszy od siostry, odebrała przez posłańca umyślnego wiadomość, iż ona i jéj rodzina już z piérwszym transportem za granicę być mieli wyrzuceni. Krzysia najlepiéj znała ich położenie. Wszyscy byli ubodzy, nie mając nic nad pracę rąk swoich. Służyli jako parobcy i robotnice w majątku hrabiego Żarnowskiego, a zarobek ich i ordynacya ledwie, im przy licznéj rodzinie, starczyły na najnędzniejsze utrzymanie. Rządca majątku, człowiek ostry, miał jeszcze tradycye z tych czasów, w których chłopa inaczéj, jak chamem nie nazywano.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/276
Ta strona została skorygowana.