Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

śliwą. Ty go nie znasz jeszcze... jest to umysł i serce wielkie — mąż, który ma przed sobą przyszłość świetną... Być jego towarzyszką, pomocnicą, pracować z nim... możeż większe na świecie spotkać szczęście?
— Moje dziecko, moje dziecko! — podchwycił Lubachowski — ty o tém mówisz, jak gdybyś pewną była pozwolenia jego ojca...
— On je wyjednać musi — przerwała Marynka — dał mi słowo; ja ciebie, ojcze mój, przyrzekłam mu nawrócić i ubłagać...
Lubachowski, jak dziecko płakać zaczął. Dotąd wiedział tylko, co go do miłego sąsiada zbliżać mogło; teraz wszystkie skutki swéj powolności miał przed oczyma. Osamotnienie w starości, sieroctwo...
Marynka mogła się przeistoczyć na żonę Niemca; ale on! on! Nieraz już z Robertem znajdowali się w takiéj różnicy skrajnéj przekonań, że nawet o porozumieniu się marzyć nie mogli... Niemiec wcale nie rozumiał téj miłości pogrobowéj, którą spotykał w starcu... ani mógł zrozumiéć upierania się przy narodowości, która w oczach jego była słabą i bez życia...
Niepokój taki owładnął panem Grzegorzem, iż nazajutrz, nie posyłając po doktora, starą metodą, dwukrotnie sobie cyrulikowi krwi musiał kazać upuścić... Chodził jak struty... Gdy wieczorem refe-