Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/286

Ta strona została skorygowana.

niepokój, bo się zdawało, że coś zagraża... że gdzieś może zapadła ognia iskra, że w nocy... wymordować ich mogą... Kilka razy téż inne kobiety budziły się z krzykiem, wśród strasznych ciemności nie mogąc przypomniéć, gdzie były, co się z niemi działo...
Niektórym wracała przeszłość; zdawało się, że byli jeszcze w spokojnych chatach i że budzono ich — do roboty. Kobiety zrywały się ogień niecić, mężczyźni patrzyli, czy nie świta...
Z dala w tym obozie — jęki przez sen, płacze, krzyki trwogi, stękania, wołania i w piersiach zmęczonych chrapanie, jakby konania słychać było. Krzysi zdała się noc ta wiekiem... Wstała nareszcie i piérwsza poszła ciepłą przygotowywać strawę.
Straże téż nawoływały już do dalszego pochodu, i ekonomowa, napoiwszy swoich, nakarmiwszy, oddawszy im, co miała, pomieszawszy łzy swe z ich płaczem, rzuciła się na furę swoję, zasłoniła twarz, i kazała powracać do domu. Litościwy sen skrócił jéj tę drogę, w któréj pominęła miasteczko, a gdy wóz z nią stanął przed folwarkiem, mąż, wybiegłszy, zdrętwiałą od zimna i znużenia wnieść na ręku musiał do izby.
W głowie jéj te przeżyte z niedolą godziny, pozostawiły po sobie jakby wypalone piętno. Nie mogła zapomniéć, iż widziała obraz najostateczniejszéj nędzy człowieka, jak zwierz pędzonego przez