Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

własną bracią — przez ludzi... Nigdy ona nie przypuszczała, aby jedna z tych kart krwawych biblijnych, z czasów barbarzyństwa i dziczy, mogła żywą a odrodzoną stanąć przed jéj oczyma. Myślała, nie wierzyła, przecierała oczy.
Ta społeczność okrutna była li tą, którą nauką swą odrodził Chrystus, czy ową pogańską, co się zamykała w ciasném kółku jednoplemiennych, resztę świata mając za barbarzyńską?
Biednéj kobiecie zawracało się w głowie, okrutne wątpliwości ciężyły na sercu. Chciała pytać wszystkich, kogokolwiek spotkała, czy świat nagle się tak odmienił, że, co wczoraj było prawem, stało się nagle bezprawiem, miłosierdzie grzechem, litość zakazaną i występną.
We dworze, zaledwie się o powrocie jéj dowiedział stary Lubachowski, posłał natychmiast prosić ją, aby przyszła do niego. Domyślał się i wiedział, gdzie była, chciał całą straszną prawdę z jéj ust posłyszéć. Zamiast choréj i znękanéj, którą na spoczynek do łóżka musiano położyć, nadbiegł mąż płaczący i opisujący, w jakim powróciła stanie.
Starzec, który już od dni wielu nie sypiał, po całych modląc się nocach, musiał mocą ducha zwyciężyć zwątpienie, jakie go ogarnęło. Nakazał miéć staranie o choréj, a sam do modlitwy powrócił.
Krzysię ból, jakiego doznała, i znużenie, na chwilę tylko powstrzymać mogły od czynnego zaję-