Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/288

Ta strona została skorygowana.

cia. Zrobiwszy, co tylko umiała i była zdolną uczynić dla rodziny, w myśli miała starego pana i wszystkich swoich. Znużenie wywołało sen długi i kamienny, ale nazajutrz rano żadna siła w świecie zatrzymać jéj w łóżku nie mogła. Była tu potrzebną, bo wszyscy albo potracili głowy, albo czekali na nieuniknione nieszczęście, zrezygnowani, z założonemi rękoma. Widziała już, że z téj ludności polskiéj, od któréj się pomocy wygnańcy spodziewać mogli, znaczniejsza część obawiała się dotknąć ich, aby się nie narazić na prześladowanie. Egoizm okrutny, zwierzęcy, odpychał ludzi jednych od drugich.
Wstała rano, pomimo prośb męża, a widząc, że Lubachowski już był na nogach, pośpieszyła do niego. Z początku chciała, starcowi oszczędzając boleści, złagodzić to, na co patrzała i czego się dotknęła; rozwaga ją nauczyła, że litościwe kłamstwo było nie na dobie... Stary, całującą go w rękę, powitał westchnieniem i cichém pytaniem:
— Mów! mów! cóż się tam dzieje? cóż się tam dzieje?
Krzysia złożyła ręce; cierpienie uczyniło ją prawie wymowną.
— A! panie! piekło widziałam na ziemi... — zawołała. — Ludzi bez winy pędzą, jak bydło, w taką porę... Człowiek, patrząc na to, odchodzi od zmysłów i chce się spytać w kościele ukrzyżowanego