Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

rendarz przyjechał, Lubachowski, witając go, szepnął mu, że życzy sobie pomówić z nim na osobności.
— To się doskonale składa — rzekł Robert — bo ja téż miałem prosić Was o posłuchanie...
Marynka wyszła, udając swobodną, ale mocno zmieszana i blada.
Wkrótce potém znaleźli się sami w kancelaryi pana Grzegorza. Referendarz wstał i z powagą się odezwał:
— Powinienem to był dawniéj oświadczyć panu, iż o rękę córki jego zamierzałem się starać; winą to młodości i niedoświadczenia, że z tém przychodzę późno. Kocham pannę Maryannę i błagam Was osobiście, nie opierajcie się szczęściu naszemu, nie odmawiajcie mi jéj ręki...
Mówił to z uczuciem, z pokorą i poczciwego Lubachowskiego chwycił za serce. Rzucił mu się w objęcia...
— Przysiąż mi, że ją uczynisz szczęśliwą... jam ci gotów służyć za parobka. Mówisz o małżeństwie, kochany referendarzu, ale ojciec twój będzie mu niezawodnie przeciwnym. Cóż uczynisz, jeśli się sprzeciwi?...
— Jestem pełnoletnim, mam majątek po matce, służę i nie zabraknie mi dla żony... choćby ojciec pogniewał się i z majątku nic dać nie chciał. Przewiduję opór z jego strony — dodał z energią — lecz wprzódy, nim z nim o to rozpocznę walkę, potrzebo-