Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/302

Ta strona została skorygowana.

Trwoga go jakaś ogarnęła, chociaż nie umiał jeszcze zdać sobie sprawy, gdzie pożar ten tak blizki szerzył zniszczenie. Nie było jednak wątpliwości najmniejszéj... w téj stronie stał tylko folwarczek Frejerowski...
Dydak porwał się za głowę, przypomniawszy sobie pomstę, którą mu zapowiedziała Mina.
Nie miał jeszcze czasu rozważyć, czy pożar nie został podłożony przez oszalałą dziewczynę, gdy od strony dworu usłyszał wołanie i znany głos starego Lubachowskiego, stojącego już w ganku.
Dydak podbiegł do niego.
— Pali się Frejerówka, niéma wątpliwości — zawołał stary.
— Tak... może być... — odparł, jąkając się, Dydak — ale co nam do tego?... Dosyć on nam dokuczył, to dopust Boży...
— Nie bredź! — krótko i surowo zawołał stary. — Nie pytaj, kogo ratować masz, przyjaciela, czy wroga... Obowiązek względem drugiego tém większy... Zbieraj ludzi, siadajcie na konie i jedźcie, a żywo...
Dydak stał jeszcze nieporuszony.
— Ale proszę pana — odezwał się — co my mamy Niemcowi służyć, gdy on na nas czycha i prześladuje...
Głos starego zaczynał być gniewnym.
— Chcesz, żebym sam ludzi zebrał i prowa-