dził? — odparł surowo. — Siadaj mi na koń, pobudź parobków, daj znać ekonomowi, a żywo...
Łuna tymczasem z niesłychaną rosła szybkością i rozkładała się po niebie, na szarych chmurach purpurowe zawieszając zasłony. Z po-za budynków widać było snopy iskier, wystrzelające w górę. Głosy trwogi i krzyki stłumione wiatr przynosił z dala.
Grzegorz stary stał, ziębnąc, na ganku, i głosem podniesionym podbudzał do pośpiechu. W całym dworze co żyło, było na nogach.
— Frejerówka się pali! — powtarzano nie bez pewnéj złośliwości, ale rozkazy były wydane, i Dydak posłuszny siedział na koniu wśród parobków, którzy fornalki wyprowadzali i zbierali się z nim jechać na pomoc...
Pożar szerzył się z taką szybkością straszliwą, iż pomoc ta nie na wiele już przydać się mogła. Tętent koni galopujących rozległ się na gościńcu i pan Lubachowski sam pozostał na ganku.
Dydak pędził milczący, przypatrując się odkrytemu teraz obrazowi pogorzeli, która wśród starych, po większéj części drewnianych, słomą krytych, budowli, dla braku ratunku i w porze nocnéj, obejmowała już całe zabudowania gospodarskie.
Na mieszkalnym domu, jeszcze stojącym czarno na tle czerwonego ogniska, część dachu właśnie zagorzała płomieniem. Maleńka ludzi gromadka krę-
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/303
Ta strona została skorygowana.