ciła się zrozpaczona i bezsilna wśród płomieni, gdy Dydak nadbiegł z ludźmi swymi. W drodze, widok ognia, żądza jakaś walki z żywiołem niszczącym, zmieniła jego usposobienie. Zapomniał, że miał ratować Frejerówkę, widział tylko przed sobą poczciwy czyn do spełnienia... Parobcy jego i on rzucili się natychmiast do rozrywania płonących budowli, aby je od pozostałych oddzielić; zaczęto oblewać ściany, znosić dachy słomiane, słowem, energiczny i szybki ratunek skupił wszystkie siły około kierującego nim Dydaka, i nim Niemiec, bezprzytomny z rozpaczy, opamiętał się, co się stało, kto mu przyszedł na pomoc, skutek przybycia tych posiłków był widocznym.
W twarzy Frejera widać było osłupienie takie, jak gdyby własnym oczom wierzyć nie chciał. Nieco daléj, na ziemi klęcząca obok staréj Frejerowéj, Mina, patrzała na kręcącego się i rozkazującego Dydaka, osłupiona, nie rozumiejąc, jak mógł przybyć na ratunek temu, nad którym pragnął się pomścić.
Przybyły oddział tych ochotników, połączony teraz z miejscowymi, tak się jął szczęśliwie do dzieła, że w niespełna godzinę pożar można było uważać za ugaszony. Gorzały jeszcze resztki ścian, belek, dachów, ale oddzielone od budowli, stojących cało i zabezpieczonych tak, że się zająć nie mogły. Dydak, uporządkowawszy na pogorze-
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/304
Ta strona została skorygowana.