— Musze jechać! muszę jechać!...
Gdy Frejer, długo się namyślając, nie odpowiadał, wtrąciła niecierpliwie:
— Proszę mnie odwieźć do stacyi, bo... pójdę piechotą!
— Ale właśnie jesteś teraz najpotrzebniejszą ciotce — przerwał Frejer. — Chora, przestraszona, nie ma przy sobie nikogo...
— Ale ja nie mogę... nie mogę... — zawołała Mina. — Dosyć siedziałam... chorą się czuje...
Zakryła twarz ręką i płakała.
Frejer ramionami rzucał tylko; naleganie to, w chwili tak przykréj, raziło go. Nie odpowiedział nic, nad zimne:
— Chcesz, to jedź!
Mina znikła, i w pół kwadransa pokazała się z małym węzełkiem, ubrana, zakwefiona do podróży.
— Rzeczy mi proszę wysłać do Berlina...
— A ciotka? — zapytał Frejer.
— Pożegnałam się z nią... — szepnęła Mina, któréj nadzwyczaj pilno zdawało się opuścić wujowstwo.
Frejer, który już nie mówił nawet do niéj, bo był w myślach zatopiony, słyszał tylko chwilami, że płakała i mówiła do siebie. Zaledwie stanęli przed hotelem, Mina pożegnała go bardzo krótko i zimno, zakręciła się i znikła.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/308
Ta strona została skorygowana.