Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/311

Ta strona została skorygowana.

— Zięć więc nie pomógł nic — odezwał się Solinger. — Szkoda mi wielce człowieka...
Frejer napróżno o swéj szkodzie znowu rozpowiadać zaczął. Los starego Lubachowskiego więcéj wszystkich obchodził... Wydany mu rozkaz był pełen znaczenia. Jeżeli on nie mógł zostać ocalonym, któż się spodziewać miał więcéj nad niego pobłażania?... Huba chodził, przybity widocznie.
Zmierzchało już, a zebranie piwne w Hotelu Poznańskim, zamiast się przerzedzać, coraz się jeszcze zwiększało. Pożar we Frejerówce, rozkaz wydany Lubachowskiemu, kilka innych rozporządzeń podobnych, rozbudzały ciekawość.
W początkach dawano się słyszéć z politowaniem i współczuciem, dziś zwrot był widoczny... Patryotyzm, którego dowodem miało być bezwzględne prześladowanie Polaków, rosnął i przybierał gorączkowy charakter. Umiarkowańsi odzywać się nie śmieli, a reszta z entuzyazmem wymawiała nazwisko kanclerza, podnosząc pod niebiosa jego politykę przewidującą, baczną, nieubłaganą i narodowi niemieckiemu gotującą przyszłość świetną.
Zamykano usta tym, którzy łagodniejszymi się objawiali.
— Myśmy tu dotąd gośćmi byli — mówiła młodzież — i cierpiéć musieliśmy Polaków obok sie-