Orochowski wielkiémi protestacyami dobréj woli i sentymentów patryotycznych, zagaił układy. Chciał, jak mówił, służyć czcigodnemu sąsiadowi, dotkniętemu okrutnym wyrokiem, lecz żądał wyrozumiałości i sprawiedliwego ocenienia rzeczy.
Słabe strony interesu były mu doskonale znane; dowiódł tego, nie spojrzawszy na mapę, ani do inwentarzy, a przytém, majątki ziemskie, według niego, spadły w cenach, więc co on mógł dać za Lubachówkę?
Słuchając go, zdawało się, że wypadnie mu dopłacić, aby ją tylko wziąć raczył. Dziekan powołał do opamiętania.
Nieśmiało Lubachowski cenę bardzo umiarkowaną wyjąknął. Orochowski zakrzyknął.
Z cierpliwością anielską, starzec wysłuchał znowu wszystkiego, co na jego skarb najdroższy wymyślił nabywca. Zniżył swe wymagania, ale i tego nie było dosyć.
Zniecierpliwiony dziekan już chciał zerwać układy, gdy nagle Orochowski, w rękę go pocałowawszy, zgodził się zapłacić, co raz uznał niemożliwém. Miał nawet przypadkiem kilkaset talarów, które dał, spisując punktacyą na prędce.
Ze łzami w oczach podpisał ją stary Grzegorz, gdy drzwi się otworzyły i córka z płaczem padła mu w objęcia.