Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/322

Ta strona została skorygowana.

cierpiéć umieli: tureckie niewole, bunty i rzezie chłopskie, męczeństwa okrutne, żeśmy dziećmi téj ziemi krwią przesiąkłéj, o któréj jeden z papieżów powiedział, że cała relikwią była jedną, bo się ze szczątków poświęcenia i popiołów ofiarnych składała. Nadto-by tryumfował nieludzki prześladowca, gdyby łzy widział na oczach naszych... Mężnie! mężnie... Idę na wygnanie, chlubiąc się tém, żem wybrany na przedstawiciela téj przeszłości, któréj się dziś jeszcze boją nieprzyjaciele, choć ona trupem i widmem... Maryniu! bądź spokojną... patrz... pomaszeruję choćby pieszo...
To mówiąc, stary Lubachowski począł po żołniersku przechodzić się po pokoju.
— Ale mi nic, nic nie jest! — dodał — słowo daję ci, cieszę się. Wyganiają lud ubogi, potrzeba, abyśmy z nim los jego podzielili; bez tego mógł-by sądzić, że my się odłączamy od niego. Mówią, że w narodzie braterstwo ostygło; nie wierzę, nie może to być znajdą się serca, wyciągną ręce, otworzą domy. Nie zginiemy.
Marya słuchała i patrzała z podziwieniem i uwielbieniem na ojca.
— A! barbarzyńcy cywilizowani! — zawołała.
— Tst — przerwał wesoło, niemal, ożywiając się Lubachowski — nie trzeba ani łajać, ni przeklinać; są narzędziem w ręku Boga. Nam cierpienie było potrzebném... Słyszałem, że dzisiejsi do-