Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/326

Ta strona została skorygowana.

niego, dam, ile zażądasz... rozporządzaj...“ Zakrzyknęłam, że nicbyś nie przyjął...
— Znasz mnie — rzekł Lubachowski, trochę dumnie. — Pomoc braterską przyjąć mogę... łaski od zięcia — nigdy, nigdy... Pan Bóg cię tu do mnie zesłał w chwili stanowczéj. Orochowski, któregoś tu zastała, kupił moję Lubachówke... Czemu ja jéj tobie nie mogłem zostawić?!... Niestety, nie mam nic: katastrofa ta zastała mnie nieopatrzonym i ogołoconym; nie miał-bym o czém i sam iść, i moje biedactwo, sługi stare, wyciągnąć ztąd... Orochowski się zobowiązał zapłacić w ciągu dni kilku to, co mi pozostało... niewiele... ale dosyć, aby nie umierać z głodu. Z łatwością znajdę dzierżawę w Królestwie i wyżyję z niéj ja i sługi moje. Cieszę się żem Niemcowi nie sprzedał. Możesz więc spokojnie mnie puścić...
Marya potrząsnęła głową.
— Termin naznaczony, jak dla drugich — odezwała się — dał-by się zwlec i dla ciebie.
— Poco? poco? — odparł Lubachowski. — Gorzkie lekarstwo odrazu przełykać potrzeba. Odkładanie jest przedłużeniem męczarni i, zamiast prosić o to, przyśpieszmy koniec. Widzisz, żem silny, krzepki, zdrów i gotów na to, co Bóg zsyła... Niech Żabska się pakuje, a uczyni mi tę łaskę, ażeby jak najmniéj węzełków i rupieci brała z sobą.
Staremu Grzegorzowi, gdy mówił to, na uśmiech