Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/327

Ta strona została skorygowana.

się przymuszony zebrało. Gdy mu łzy ciągle kręciły się na oczach, on udawał wesołość i żartował.
— Zasiedziałem się zbytnio — rzekł — był-bym zgnił, tak zaleniwiawszy; przyszło to w samę porę, będzie mi zdrowo... zobaczysz... Ruch, zajęcie nowe, to starych odmładza; ja się już czuję odżywionym, a wierz mi, Maryniu, los nasz, los mój, tysiąc razy znośniejszy od bardzo wielu.
Córka słuchała i wszystko prawie zbywała milczeniem, a czasem, gdy się z czémś odezwała, czuć było, że myśli jéj połowa biegła pod dach opuszczony, do dzieci, a druga była u stóp dzielnego ojca, który dawał przykład bohaterskiego ducha...
— Pan Bóg mnie trochę pokarał — mówił do dziekana — nadto się już przywiązałem do téj mojéj Lubachówki, a to ziemska znikomość, jak inne... Część znaczniejszą życia spędziłem przecież, nie mając jéj, a dobrze mi było... tak samo i teraz bez niéj potrafię się obejść, nie potrzeba się pieścić. Gdyby mi termin przedłużyć nawet chciano, przyjąć téj łaski nie mogę, nie chcę. Prosić takich ludzi, to już ciężka próba; przyjmować od nich, upokorzenie...
Dziekan, który z admiracyą go słuchał, wstał żegnać.
— Mój ojcze — rzekł, całując go w rękę stary — proszę cię, wpłyń na Marynią, aby się nie