Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/329

Ta strona została skorygowana.

ją nabyć się zgodził, nie dla siebie pewnie, lecz dla nich...
Staremu twarz się chmurą oblokła.
— Nie wiedziałem o tém — odezwał się — ks. dziekan mi go rekomendował.
— Bo to świętoszek, proszę pana, ale człowiek zły — dorzucił Dydak.
— Stało się! — westchnął stary. — Podpisałem punktacyą, wziąłem zadatek, cofać się już nie mogę. Niechże Dydak jedzie natychmiast do miasta i stara się spieniężyć, co pozostało... Konie-uprzęże, resztki zboża. Pieniędzy ja i wy potrze, bujecie, a ja długo tu już popasać nie chcę... Serce mięknie, gdy je hartować potrzeba.
Krzysia stała, podparta na ręku, i popłakiwała, ale niespokojny umysł jéj pracował.
— Proszęż pana, czy tak już wszystko zdesperowane? — czyż nie można choć poprobować... prosić. Pani Marya mogła-by napisać do hrabiny Rantzau, może-by się ona wstawiła do ojca...
Rozśmiał się staruszek.
— Naiwna jesteś, moje dziecko — rzekł. — Polityka nie ma wnętrzności. Myślcie i wy abyście się pozbyli tego, co wam w drodze zacięży. Mówiłem mężowi waszemu, co mu darowuję z narzędzi i sprzętów, niech sprzedaje. Dydak téż...
Młody chłopiec skłonił się tylko.