Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/330

Ta strona została skorygowana.

— A co mnie tam! nie chcę myśléć o sobie...
— Myśl-że o mnie — wtrącił stary — bo ja za tydzień wyruszyć muszę. Odpowiedzi od tych, do których pisałem, spodziewam się lada godzina. Z koni, tylko czwórka gniada zostaje do bryki mojéj na resorach, cztery brudne kasztany pod furgon więcéj mi nie potrzeba. Co zostanie ze sprzętu niesprzedanego, rozdajcie ubogim włościanom.
Rozporządzenia te i szczegóły najdrobniejsze, tyczące się przygotowań do podróży w świat, stary wydawał z taką przytomnością, żywością pamięci i krwią zimną, że córka nie mogła mu się wydziwić.
W istocie, na nim katastrofa czyniła skutek odżywiający. Stary naumyślnie, aby sobie nie dać myśléć i smucić się, chodził, krzątał się, zaglądał po kątach, oznaczał, co miéć chciał z sobą, co mogło być złożone u księdza dziekana, który ofiarował komorę próżną, co komu darować pragnął.
Jednego ze sług miał ciągle przy sobie. Powracał do dworku, aby nie pozostawiać saméj córki; wychodził znowu i do wieczora nie odpoczął wcale...
Przez dziekana wieść o sprzedaży Lubachówki rozeszła się zaraz po sąsiedztwie, a że starego szanowano i lubiono, zaczęli się zaraz zjawiać znajomi z zapytaniami, z użaleniem.