Znikały razem z Polakami dźwięki nienawistnego Kauderwelschu, Sejm, przypominający rzeczpospolitą, spory o język w szkołach, polscy deputowani z parlamentu, duchowieństwo nienawistne i wszystko, co panowanie Polski dotąd poświadczało.
Rzadko kto umié umysł i serce mężne zachować w godzinie zwycięztwa, a mało jest narodów, których-by szczęście nie upoiło.
Niemcy, z cynizmem wcale niecywilizowanych, szaleli, nietylko w tych klasach społeczeństwa, których zdziczeniu dziwić się nie można, ale w sferach nauki i wysokiego wykształcenia! Tu łatwy sofizmat dozwalał wszystko usprawiedliwić, a naigrawać się z niedoli.
Dla prześladowanych nie pozostawało nic nad baczenie, aby z godnością znosili nietylko cielesne razy, ale moralną chłostę...
Odzywanie się o litość wywoływało — szyderstwa. Usposobienie wrogie przeciw Polakom, tak stawało się powszechném, że ci nawet, co mieli inne w sercu uczucie, milczéć z niem i kryć się musieli.
Solinger w nocy przybył do starego Lubachowskiego, który mu dłoń wyciągnął z wdzięcznością.
Niemiec miał oblicze ściągnięte wstydem jakimś i bólem. Lubachowski przyjmował go, jak dawniéj, dziękując za zachowanie życzliwości.
— Wierzcie mi — odezwał się, siadając, Solinger — iż los wasz mocno mnie obchodzi, dotyka
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/332
Ta strona została skorygowana.