Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/333

Ta strona została skorygowana.

przykro; ale prądowi ogólnemu niepodobna się opierać... Jest to, podług mnie, błąd polityczny, którego skutki dla nas będą opłakane, nie licząc wstydu... ale jakże tu siłę zahamować w człowieku, który się upił?!... Podług mnie, sromotną jest rzeczą nie umiéć sobie zjednać ludzi, ani rządzić nimi, i być zmuszonym ich się pozbywać, tak jak rewolucya francuzka, która skazywała na śmierć, nie mogąc żywych pokonać... Jest to świadectwo ubóztwa i słabości; ale dziś mówić o tém nie wolno.
Solinger ścisnął dłoń starego.
— Żal mi was... — mówił daléj — żal mi waszych... a nawet otwarcie okazać współczucia nam się nie godzi... Wola jednego człowieka tłumami rządzi i rzuca je, gdzie imię ojczyzny zapłonie... Nadużywamy téj ojczyzny wielkiéj, któréj tak długo nie mieliśmy...
— Mnie was żal... — odparł Lubachowski — wolę być skazanym, niż skazującym... Gdy ochłoniecie z szału, wstydzić się będziecie musieli, że, obwołując się narodem wielkim, postępujecie jak najsłabsi i bojaźliwi...
— Brak nam tu ziemi! — westchnął Solinger. — Walka ta toczy się o nią. Głód jest strasznym doradzcą... Cóż myślicie począć z sobą?
— Ja — odparł wesoło stary — powrócę tam, zkąd przed kilkudziesięciu laty przybyłem... do