Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

wspomnienia... tłumiliśmy je dla spokoju... Siła i wielkość zbudziły nas do walki... Nie mamy nieprzyjaciela na granicy do wojowania z nim, ducha wojennego zużywamy w domu...
Lubachowski słuchał więcéj, niż mówił, a Solinger plątał się, powtarzał, bolał, i koniec końcem, tłómaczył ze słabości...
Pożegnali się wreszcie, a gospodarz, wyprowadzając gościa do ganku, uściskał go po staremu, z politowaniem prawie.
Dnie biegły szybko, i naznaczony do wyjazdu się zbliżał; ale z Orochowskim zaszły trudności w wypłacie pieniędzy, i termin potrzeba było przedłużyć.
Lubachowski niecierpliwił się szczególniéj przedłużonym pobytem córki, którą chciał koniecznie namówić, aby przy dzieciach pozostała; ale Marya, nie opierając się mu, nie rozpaczając, milcząc, nie poruszała się z miejsca, trwała w swém postanowieniu i, do podróży gotowa, czekała.
Jednego wieczora, Lubachowski zmęczony przyszedł do córki spocząć nieco, prosząc ją, aby mu czytała, gdy wsunęła się jakoś niespokojnie, tajemniczo, szepcąc coś do ucha Maryi, panna Żabska. Zarumieniona i zmieszana, co nie uszło oka ojca, córka zerwała się z krzesła i prosiła, aby się mogła oddalić na moment. Żabska na którą skinął, pozostała z nim.