Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/337

Ta strona została skorygowana.

— Niéma bo nic, proszę pana... — odezwał się Dydak — ja przynajmniéj o niczém nie wiem...
— Ty? żebyś o czém nie wiedział w domu? — rozśmiał się stary — nie pleć-że...
— A kiedy niéma nic — potwierdził Dydak. — Chyba może jakaś nieciekawa babska sprawa. Pan wié, jak Żabska umié z muchy zrobić wołu, i lada czém hałasu naprowadzić. Pewnie ze sługami, bo u niéj ciągle faworyty są i nienawistne. Dziewczęta się z sobą ujadają.
Lubachowski widząc, że się nic nie dowié, kazał mu iść spać. Sam zaś, choć się już był położył, wstał zaraz i począł szpiegować. Utwierdził się wkrótce w tém przekonaniu, że w istocie córka miała jakieś niezwykłe zajęcie. Do niéj i od niéj wychodziła Żabska i ktoś jeszcze, którego on rozpoznać nie mógł po nocy.
Pozostał przyczajony w ganku. Szepty stłumione dochodziły go z kurytarzyka... Przyniesiono coś na tacy... Stary zląkł się, czy córka nie chora. Zapukał do niéj — drzwi były wewnątrz na klucz zamknięte. Odezwał się — córka odpowiedziała, że już była w łóżku, że jest zdrową, i prosiła usilnie, aby i on się spać położył.
Pomrukując, ale nie dowierzając jeszcze, stary zwlókł się do innego kątka. W mieszkaniu córki szmer i ruch słychać było wyraźnie. Dobrze po północy, nic nie doszedłszy, domysłami trapiony,