Nazajutrz odwiedził go minister i, zmusiwszy do spowiedzi, bo znano jego położenie, na żądanie dał mu urlop na dni kilkanaście.
Treuberger miał nadzieję, że, sam pojechawszy do żony, potrafi skłonić ją do powrotu.
O zabezpieczeniu od wygnania starego ojca Robert ani pomyślał, ani przypuszczał, ażeby tą powolnością dać mógł zły przykład. W godzinę po otrzymaniu urlopu, jechał już do Lubachówki.
Z przerażeniem niemal żona zobaczyła go wysiadającego. Lubachowski nie poznał. Był to przed czasem zestarzały, wyschły, poważny, sztywny, jak żołnierz pruski, mężczyzna. Nawykły do rozkazywania i słuchania, nie miał w sobie nic ze swobodnego człowieka, obdarzonego wolą i kierującego samym sobą; obracał się powolnie, jakby mu brakło impulsyi jakiéjś, głosu z góry i tego świata podwładnego, którym kierować był przyzwyczajony. Sam sobie oddany, poruszał się ciężko i nieśmiało.
Marya, ujrzawszy go bladym, z piętném choroby wycieńczenia na twarzy, wybiegła do niego.
Zmusił się do przyjęcia jéj zimno, chociaż drżał cały. Rozmowę z nią miał już rozpocząć natychmiast, ale zjawiający się stary wprowadził go do wnętrza dworku.
Powitanie było nieme, nikt nie śmiał rozpocząć.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/347
Ta strona została skorygowana.