Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/348

Ta strona została skorygowana.

— Przyjechałem — odezwał się wreszcie cichym głosem — po ciebie pani Maryo... Gotów jestem nawet wyjednać przebaczenie Grzesiowi i ulgę kary... To, co się z nami stało, nie było do uniknięcia. Potrzeba się poddać wyższéj woli... my dla siebie wyjątkowego prawa żądać nie możemy.
— Proszę cię — głosem bólem przejętym przerwał stary — nie posądzaj mnie, abym żądał ofiary dla siebie, wywołał ją i dobrowolnie przyjął. Prosiłem Maryą, ażeby powróciła do was... Co się tycze Grzesia, młodzieńczy wybryk z poczciwych pobudek może mu być przebaczonym.
— Nieszczęściem — dodał surowy ojciec — Grześ jest recydywistą... Spodziewam się jednak...
— Grześ jest już za granicą — odezwała się żona, która na chwilę utraconą siłę woli odzyskiwała. — O nim być mowy nie może, a ja ani ojca, ani jego nie opuszczę...
Stanowcze to oświadczenie zamknęło na chwilę usta Treubergerowi: pobladł.
— Nie wiem, czym zasłużył na to — począł drżącym głosem po krótkim namyśle — ale śmiem cię prosić, Maryo moja, abyś miała litość nade mną. Jestem złamany... nie wiem, czy te straty potrafię przenieść. Wierz mi, że nie dla postrachu to mówię... Idzie tu nietylko o mnie, ale o nas wszystkich... Wszystko więc ma być straconém?...