Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/356

Ta strona została skorygowana.

urządzonéj biurokracyi jest jedném z zadań uczy nić wszystkie narzędzia tak do siebie podobnemi, tak pozbawionemi samoistności, aby wyglądały, jak żołnierze w szeregach.
Baron W. podobnym był do Roberta, jak brat rodzony, nie żeby się takim urodził, ale obu długie urzędowanie urobiło na typ jednakowy. Ten sam chłód, taż sama niezbłagana surowość, była w obu. Twarze ich nawet nabrały do siebie podobieństwa.
Powitali się bardzo grzecznie. Byli sami.
— Masz mi coś do powiedzenia we cztery oczy... — odezwał się baron podając mu krzesło — służę ci. Jakże poszła podróż?
— Dziękuję, dobrze — odparł Treuberger. Jestem w przykrém położeniu... Nie może ono być wam obcém.
Baron skinął głową potakująco.
— Jestem w położeniu bardzo smutném — powtórzył Robert — ale nie zajmował-bym was niém, gdybym nie był przywiedziony do ostateczności. Młodym będąc, ożeniłem się z kobietą, do któréj miałem i mam najżywsze przywiązanie. Znacie żonę moję: jest to istota tak dystyngowana, tak uposażona...
Baron dał znak, iż podzielał zupełnie uwielbienie jego.
— Lecz — ciągnął daléj smutnie Robert —