Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/359

Ta strona została skorygowana.

ciu lat pracy. W takiéj chwili, okazać się słabym dla — Polaka!...
Umilkł.
— Uważasz to za niemożliwe? — począł biedny Robert.
— Nie wiem nie — odparł baron — ale uważam za niewłaściwe, abyś ty się w to mieszał, a choćbyś o tém miał wiedziéć i popierać.
— Masz słuszność — rzekł, wstając, Treuberger. Baron chwilkę milczał.
— Poufnie ci powiem, że książę się mnie pytał o... twoje rodzinne stosunki. Coś go doszło.
— Wié wszystko... — zamruczał Robert,
— Odpowiedziałem mu, że co do ciebie, ręczę, iż nie dasz się żadnym ująć wpływom.
— Dziękuję... — szepnął Treubcrger, wyciągając do niego rękę.
— Ustępstwa są rzeczą niebezpieczną... — dodał baron — poczynają się one łatwo, ale końca im niéma potém.
Nie śmiał już więcéj nic się odezwać Robert; wziął za kapelusz.
— Przewidywałem skutek naszéj konferencyi... — dołożył.
— Prawo to jest daleko większéj doniosłości, niż się powierzchownie sądzącym wydawać mogło — odezwał się poufnie baron. — Nie wątpiłem nigdy i nie wątpię o usposobieniu patryotyczném narodu