Do ofiar tych zawikłań niedostrzeżonych, bo drobnych i zatartych, na które nikt nie patrzał i nikt o nich nie wiedział, należał Dydak.
Człowiek był prosty, który w zgodzie z sobą i sumieniem żył, gdy pracował, słuchał i nie wychodził po-za wybitą ścieżynę żywota. Kochał swojego starego i szanował, po nim zaraz szła wielbiona przez niego ekonomowa... Za tę gotów był dać życie, równie jak za pana. Z temi dwoma uczuciami, choć szczęśliwym nie był, ale żyć się nauczył.
Co do pięknéj Krzysi, ta, choć go ocenić umiała, nie wypłacała się gorącéj jego miłości niczém, oprócz wielkiéj surowości i nieustannych admonicyi. Ale samo jéj łajanie miało dla niego urok wielki.
Wszystko było dobrze, dopóki do bardzo prostego trybu życia nie wymieszała się zszargana na berlińskim bruku, niegdyś piękna, zepsuta, obca wszelkiemu uczuciu szlachetniejszemu, Mina.
Dydak, odpychany przez Krzysię, ciągle bałamucony przez Niemkę, choć się jéj bronił, choć nie kochał, w końcu dał się przyciągnąć. Brakło mu duszyczki, co-by go kochała. Z głodu gotów był gwarzyć, uśmiechać się, słuchać i zwierzać, choć Minie.
Czasem napadały go wstręty jakieś, jakby zajrzał w jéj duszę, i chciał uciekać od niéj; to znowu zmysłowe pokusy owładały nim i, choć się bił w piersi, czuł, że grzeszy: poił się niezdrową, fał-
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/368
Ta strona została skorygowana.