Biegała po polach, zaglądała do gospód po gościńcach, stawała godzinami, wyczekując na tego, który do niéj przybyć nie miał.
Dydak, gdziekolwiek ją zobaczył, konno był, czy pieszo, umykał, aby się z nią nie spotykać.
Zamiast się tém zrazić, Mina, odpychana, przynajmniéj zemstę nasycić chciała, sądząc, że grozą go zmusi do poddania się. Została we Frejerówce. Miała tu swobodę zupełną, a z postępowania swego tłumaczyła się, jak chciała. Do pozyskiwania sobie straży granicznéj Frejer się nią posługiwał. Chodziła więc, jeździła, gdzie się jéj podobało. Nie uszło jéj oka ciągłe przesuwanie się Dydaka, ekonomowéj, posłańców, do Grzesia wyprawianych. Znała historyą jego i, dla dokuczenia nieprzyjacielowi, wiedziała, że nic nie mogło być skuteczniejszego nad wydanie Grzesia w ręce żandarmów niemieckich.
Dydak, któremu tymczasem naprzykrzała się listami bezimiennemi, w końcu już ich ani czytał, a od niéj uciekał, jak od ognia.
Pani Treubergerowa, nie mogąc dłużéj oprzéć się pragnieniu widzenia syna, uprosiła w końcu ekonomową, aby ją przez granicę przewiozła. Było to przygotowaném, ale dla kobiety, tak mało nawykłéj do tajenia się z sobą i przekradania, tysiące było w tém trudności. Grześ, który wiedział, jak wiele mogło-by to matkę kosztować, na Boga zaklinał, aby jemu, młodszemu, pozwolono przybyć do matki.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/372
Ta strona została skorygowana.