piérwszy, zwątpił o sobie. Rzucił się do ucieczki, lecz natychmiast go przytrzymano.
Puszczono przewodnika wolno, zapisawszy nazwisko, a biednego chłopca uprowadzili co najśpieszniéj żandarmi.
Matka tymczasem o kilkadziesiąt kroków daléj siedziała, oczekując syna, trawiona gorączką niepokoju i trwogi.
Za każdym szelestem zrywała się biedz na spotkanie, tak, że ekonomowa ledwie ją zdołała utrzymać.
Godzina przybycia Grzesia była mniéj więcéj oznaczoną; minęła. Z rosnącą obawą czekała matka godzin kilka; w ostatku, Dydak, który stal na straży, pobiegł się dowiadywać i nie widać go téż było.
Zwykle mężna Krzysia, starając się okazać odwagę, straciła ją i łzy się jéj kręciły w oczach. Treubergerowa była prawie pewną nieszczęścia jakiegoś, łamała ręce i zachodziła się, łkając.
Dopiéro nad wieczorem, gdy biedne kobiety na siłach opadły całkiem i nie wiedziały, co począć, bo noc je w lesie zaskoczyć mogła, nadbiegł Dydak.
Nie chciał nic taić.
— A! pani — zawołał — nieszczęście się stało! Pana Grzegorza wzięto! Przysięgam, że ktoś zdradził, że na niego była zasadzka...
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/374
Ta strona została skorygowana.