Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/376

Ta strona została skorygowana.

ba go poprostu wziąć na ramiona. Córka jest u męża, w sprawie syna; mnie nic nie pozostało, jak wyruszyć ztąd, nie czekając na nich. Ale Orochowski mi krewi. Daliście mi go, ojcze kochany, zlitujcież się i nakłońcie go, aby raz kończył ze mną; bo ja dłużéj tak pozostać nie mogę. Uczyniłem ofiarę z mojego kawałka ziemi, niech ją bierze...
Dziekan chętnie się ofiarował z pośrednictwem.
Lubachowski, jakby go przybycie duchownego odżywiło, wydał rozkazy stanowcze, chciał natychmiast ztąd jechać.
Nieodzownych kilka wizyt pożegnalnych potrzeba było oddać w okolicy. Stary pan Grzegorz, w położeniu, w jakiém się znajdował, mógł się bardzo uwolnić od nich, ale nie chciał. Podług dawnego obyczaju, należało życzliwych i przyjaznych żegnać koniecznie.
Na piéwszém miejscu był hrabia z Żarnowa, témbardziéj, że mu należał odwet za bytność jego w Lubachówce.
Nazajutrz więc pan Grzegorz siedział już na bryczce. W Żarnowie zajeżdżali goście skromni, jak on, do pana rządcy; posyłano potém do marszałka dworu i wyrabiano sobie audyencyą.
Rządzca, dawny znajomy Lubachowskiego, człowiek niemłody, trzymał się tylko tém u hrabiego, że słynął z patryotyzmu i sobą a nim hrabiego za-