— Możeż to być? co go zmusiło do tego! — zawołał.
— Nic go nie zmuszało; chciwość i podłość były jedynemi pobudkami — począł żywo Malwacz. — Niech-by się sobie zapaskudził po uszy sam, ale ja u niego lat dwadzieścia jestem rządzcą; ludzie mi udział w téj podłości gotowi przypisać... Rzucam wszystko.
— Mów, jakże przyszło do tego? odezwał się, siadając, stary.
— Od wydania tego prawa widziałem go bardzo niespokojnym — ciągnął daléj Malwacz. — Rachował ciągle, zapytywał mnie o dochody, starał się mi dowieść, żeśmy i czterech procentów nie mieli, co fałszem jest, bo w dobre lata dawałem mu sześć czystych. Widziałem go niespokojnym. Dowiedziawszy się o przybyciu do was zięcia, śpieszył z nim się rozmówić, tak żeśmy głowy potracili od jego niecierpliwości... Naostatek począł suplikę, „że jako lojalny poddany, śpieszy spełnić życzenia rządu i majątek swój, doskonale się nadający do skolonizowania, ofiaruje za cenę bardzo umiarkowaną.“ To nic! trzeba znać historyą majątku, aby podłość ocenić w całéj jéj grozie. Odziedziczył on go nie po rodzicach, ale po stryju, który jawnie i głośno oświadczył, że dlatego mu go przekazuje, aby pewnym być, że nie przejdzie w ręce niemieckie...
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/378
Ta strona została skorygowana.