Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

Znaczniejszych majętności dziedzice przyjeżdżali tu umyślnie przypatrywać się gospodarstwu temu, bezprzykładnemu, a sława Dydasia i starego Lubachowskiego doszła do Bazaru i Kurnatowskiego, kędy o nich rozprawiano, a potrosze i dworowano.
Stary zawsze tęsknił za swoją drogą Marynką, a tęsknotę jego zwiększało to, że jéj tak prawie, jak nie widywał. Naprzód listy rzadszemi się stały, późniéj, gdy ojciec sam pisał, na odpowiedź czekać musiał długo. Kochała go Marynka, ale jéj téż czynne, a może ciężkie życie, tchnąć nie dawało... Chwaliła się szczęściem swém, lecz stary czuł, że ono nie było takiém, jakiego się spodziewała. Pierwszego wnuka, który w rok potém się narodził, dziad nie widział wcale. Na gorące nalegania, przybyła Marynka sama, na krótko. Koło niéj było wytwornie, bogato, elegancko, ale w twarzy zdradzał się smutek i cierpienie. Mąż nie odzywał się wcale do starego, pozdrawiał go w listach żony, zresztą zerwał wszelkie stosunki...
Wypytywana Marynka chwaliła wszystko... — ale, roztargniona i trwożliwa, szczegółów nie podawała żadnych... Weszła w świat nowy, którego się uczyć musiała... i nie przyznawała się do tego, że on jéj nie był zbyt przyjazny.
W domu ojcowskim, spotykając na stole przysmaki wiejskie, do których była przywykłą, witała je okrzykiem i łzami... miłość tych postradanych