Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/380

Ta strona została skorygowana.

bracia chudopachołkowie oburzą się, jak wy, ale oni tylko jedni.
— Macie może słuszność — rzekł Malwacz — w średniéj klasie, u ludu, trzeba szukać przywiązania do ziemi i obyczaju... Wreszcie rzecz obojętna, żyć i mówić po francuzku w Poznaniu, czy w Paryżu.
Godzinę zabawiwszy tu, Lubachowski, pożegnał rozdrażnionego przyjaciela i wyjechał do najbliższego sąsiada, pana Matrosińskiego. Był to dom, za patryotyczny liczony, rodzina starego obyczaju, ludzie pobożni. Dziad długi czas spędził z Sołtykiem na wygnaniu, ojciec zwiedzał fortece pruskie i więzienia, służył wojskowo, miał krzyż zasługi. Syn wreszcie długo sprawował tu obowiązki poselskie. Ludzie średniego majątku... w dosyć ciężkich mieli być interesach.
Stary pan Grzegorz widywał ich rzadko, ale z dala miał ich w poszanowaniu.
Na powitanie go, cała liczna wysypała się rodzina. Wiedziano, że należał do wygnanych. Ze współczuciem go przyjęto.
Ale u drzwi zaraz gospodarz mu się pochylił do ucha i szepnął:
— Proszę cię, kochany sąsiedzie, bądź ostrożny w mowie. Otoczeni jesteśmy szpiegami, donosicielami, musimy milczéć...
— A! nie oszukamy ich! — rzekł Lubachow-