Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/381

Ta strona została skorygowana.

ski. — Wiedzą dobrze, na jakie zasłużyli uczucie z naszéj strony.
Rozmowa, która się rozpoczęła, w istocie nie dotknęła spraw żywotnych. Mówiono o wszystkiém, oprócz nich. Gospodarz, mimo to, niespokojnie się oglądał. Widząc, że przyniósł z sobą trwogę, krótko zabawiwszy, wyjechał Lubachowski do jednego jeszcze sąsiada, Skalskiego.
Człowiek był wykształcony, majętny, któremu nie odmawiano zdolności, ale do niczego się używać nie dał. Miał wyobrażenia, od powszechnie będących w obiegu różne.
— Patryotyzm nieskuteczny, hałaśliwy, demonstracyjny — mawiał zwykle — drogo nas już kosztował. Prześladują nas za niego, posądzają, nie dają się ruszyć swobodnie.
— Przyjechałem pożegnać pana Hieronima — rzekł, wchodząc, Grzegorz. — Słyszeliście zapewne: zmuszony jestem kraj opuścić.
— Podziękuj pan za to gazeciarzom i oratorom... — rzekł gospodarz. — Tak się chwalimy naszą potęgą, iż wreszcie poczęli udawać, że w nią uwierzyli. Nienawidzę spisków i tajnych robót, które ludzi demoralizują; ale, dalipan, więcéj w nich było logiki, niż w dzisiejszém bębnieniu i ogłaszaniu, cośmy-to za bohaterowie... Dokąd się pan udaje? — dołożył gospodarz.
— Do Królestwa.