Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/387

Ta strona została skorygowana.

go osnuł krokami, i stał długo, sparty na kiju, dumał pod nim. Miedzą późniéj, środkiem pól, których część była zasiana, zwrócił się nazad do domu. Tu w polu spotykał się z gruszkami, na których gałęziach kije, rzucane w jesieni przez pastuszków, tkwiły, ominął kilka na miedzach kamieni, porosłych mchami.
Zabudowania gospodarskie, dosyć szeroko, rozsiadłe, obszedł cale, nic nie pomijając. Żaden szczegół nie uszedł jego oka, bo go chciał sobie zapisać w pamięci... U studni, przy któréj bydło pojono, przypatrzył się korytom, które odziedziczył i pozostawiał po sobie. Przeżyć go one miały...
Studnia była jeszcze owa tradycyjna, jakie tylko u nas i na Wschodzie się znajdują — z żórawiem.
Stary podwórzowy pies, z sierścią najeżoną, z bokiem jednym oparzonym, zwlókł się od folwarku przyszedł pana powąchać, ogonem zamachnął kilka razy i powrócił do wyleżanego barłogu swojego...
Dydak, który go zdaleka śledził, sądził, że się teraz zbliżyć może. Trochę daléj stał i ekonom, czekający, czy go nie zawoła.
Do Dydaka odezwał się, jakby myśl swą cichą kończył głośno: