bukiety, miała tu nawet małą ławeczkę pod okapem, na któréj siadała, gdy ta część dworu była w cieniu. Wspomnienia dni, tu z nią spędzonych, tego szczęścia, jakiego kosztował, dopóki... Treubergerowie nie zakupili Lubokau i nie przyjechali za sąsiedzkie usługi podziękować.
A potém... potém Marya się przywiązała do człowieka, dla którego się wszystkich wyrzec musiała. Losy tego jedynego, ukochanego dziecięcia, tak dobitnie się uprzytomniły staremu, tak mu ucisnęły serce, że zapomniał zupełnie o sobie.
Z tych nadziei szczęścia co teraz pozostało?
Z ogródkiem Maryni nie mógł się rozstać... Zrobiło mu się dziwnie, gdy pomyślał sobie, że obcy, choćby nawet Orochowski, będzie w téj drogiéj dla niego zagródce gospodarował. Dydak, stojący nieopodal, zdawał się czekać rozkazów; czuł go gdzieś w pobliżu, odwrócił się i skinął.
— Dydaś! — rzekł po cichu — na co my mamy choćby suche kije, po których nasze łzy ciekły, zostawiać obcym na profanacyą i urągowisko? Wszystko im oddajemy w całości, ale ogródka mi szkoda... niech on razem z nami zniknie... Te róże Marynka sadziła... Każ je powyrywać i spalić... Płot także... Rozumiész?
Dydak, jeżeli co, to to doskonale pojmował.
— A! niech pan będzie spokojny... oni Lubachówkę przecież nie dla zabawy i nie dla kwiatków
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/389
Ta strona została skorygowana.